'Kolejny dzień nas wita, kiedy w końcu umrę ? To jest tortura' - Pomyślałam. Miałam już dosyć mojego życia. I tak nic mnie na nim nie spotka. Po za zrzędzącymi starymi, ale to szczegół. Gdybym miała tyle silnej woli, już dawno by mnie tu nie było. Zauważył by to ktoś ? Nie. Właściwie, to mieli by temat do plotkowania, bo narkomanka w końcu przestała ćpać i poszła spać. Na wieczność. Jedyna osoba, która mnie tu jeszcze trzyma to Miriam. To dzięki niej się jeszcze nie poddałam tym kreaturom ludzi. To już nie są ludzie, nie w tych czasach. To są potwory, które żywią się ludzkim nieszczęściem. Spojrzałam na zegarek. Było już grubo po 11. Wiedziałam, że na dole już czekają. Musiałam się uporządkować i stąd uciec. Jak najdalej. Gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Jak zwykle pewnie pójdę do opuszczonej fabryki, naćpam się i znajdzie mnie tam zmartwiona Miram. Nie chciałam jej tego robić, widziałam, że wyrządzam jej tym ból, ale nie mogłam przestać . To było silniejsze o de mnie. Zeszłam smętnie na dół .
-Długo mam na ciebie czekać !? -Fuknęła na powitanie mama.
-Też się cieszę, że cię widzę. Spokojnie, zaraz ci z oczu zniknę - Odpowiedziałam jednocześnie zaglądając do lodówki.
-Wybierasz się gdzieś ? Z ciebie żadnego pożytku nie ma gówniaro ! Masz mi domu pilnować . Wychodzę. - Jak powiedziała tak zrobiła. Ja tylko otworzyłam okno, które wychodziło na drogę i krzyknęłam jej, że niech pozdrowi swojego kochanka, i że radzę jej wziąć klucze, bo nie będę w tej norze siedziała. Wzięłam łyk mleka , zjadłam zimnego tosta i wyszłam. Moi rodzice nie byli najbogatsi. Właściwie.. Rachunki sypały im się na głowę, a z kasą było krucho. Mały domek, i nasza kochana trójeczka. Moi rodzice mieli kochanków. Udawali, że nawzajem o tym nie wiedzą. Jednak prawda była zupełnie inna. Doskonale wiedzieli o tym. Mój dom = patologia. Ojciec każe nam przed ludźmi odgrywać szopkę idealnej rodzinki. Nie wiem na co mu to. Nie miałam zamiaru się podporządkowywać temu, ale nie raz już dostawałam za to 'z liścia'. Moje ukochane trampki i słuchawki na uszach zaprowadziły mnie tak gdzie zawsze. Do opuszczonej fabryki. Czekał już tam na mnie towar w składzie heroina i strzykawka. Żyletki i piwo miałam przy sobie , w plecaku. Nie mogę już znieść tego wszystkiego. Najlepiej jakbym się dzisiaj zabiła. Na co komu jestem potrzebna ? Na udawanie grzecznej, miłej dziewczynki, która kocha rodziców ? Na patrzenie jak przeze mnie cierpi moja przyjaciółka ? Na patrzenie jaka to u mnie jest patologia ? Nie mogę już tak. Usiadłam na skrzynki. Ze schowka zabrałam potrzebne rzeczy. Wyciągnęłam piwo i żyletkę. Jeden szybki ruch. Widziałam jak krew kapie mi po ręce, ale to nie sprawiało mi bólu. Czułam ulgę. Łyk piwa i załadowałam strzykawkę. Już przymierzałam gdzie mogę ją tym razem wbić kiedy usłyszałam czyjeś wołanie. To pewnie Miriam.
-Leah, Leah wiem, że tu jesteś i odłóż to !- Krzyczała tak głośno, że mogłaby umarłego obudzić.
-Nie mogę , rozumiesz !? To jest silniejsze o de mnie ! - Zaczęłam gorzko płakać, krzyczeć. Jak jakieś dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. - Nie mogę, nie chcę, nie potrafię !
-Leah, kochasz mnie ? - Złapała mnie za przeguby rąk i zaczęła mną trząść - Kochasz mnie jako przyjaciółkę ? To zrób coś dla mnie !
-Co ? - Zapytałam od niechcenia.
-Chodź na odwyk, na jakąś terapię. -Błagała mnie płacząc jednocześnie. Widać było wyraźną troskę i zaniepokojenie. -Niedługo się zabijesz, proszę chodź !
- Nic mi już nie pomoże - Mówiłam jakbym była po 3 piwach minimum. - Dzień dobry. Wszyscy umrzemy.
-Zrób to dla mnie ! Proszę cię ! -Błagała mnie cały czas - Ja już mam tego dosyć, daj sobie pomóc dziewczyno ! Nie rań mnie więcej ! To ja całe noce ryczę, bo wmawiam sobie, że to przeze mnie. Znalazłam dobry ośrodek. Proszę cię. Chodź.
-Wiesz, że to nie twoja wina - Odburknęłam - To wszystko przez te kreatury ludzi. Zabierz mnie od nich ! Proszę.
-Chodź, pomogę ci. Niedługo znowu będziesz szczęśliwa. - Jej łzy nie przestawały kapać. Nie mogłam patrzeć jak ona cierpi. Pomyślałam , że postawię wszystko na jedną kartę, dla niej. Osoby, która mnie nigdy nie zostawiła. -A o starych się nie martw.
-Ja nie mam rodziców. - Skwitowałam - Mówiłam już, że oni są psychiczni. I nie zmienię zdania. Ciekawe czy się mną zainteresują.
-Nie zaprzątaj sobie nimi głowy. -Wzięła moją rękę i przewiesiła przez ramię. Zaprowadziła do auta i wjechałyśmy w jedną z ulic zatłoczonego Dortmundu...
ciekawy prolog! coś czuję, że szykuje się fajna historia! czekam na więcej!
OdpowiedzUsuń+zapraszam, u nas nowości
http://football-i-inne-imaginy.blogspot.com/
I like it!
OdpowiedzUsuń